7742307.3

   Bourne zostaje wyciągnięty z ukrycia i znajduje się w centrum czegoś, czemu jeszcze nigdy nie stawiał czoła. Globalnej sieci sterującej terrorem. Wrogowie Bourne’a liczą na to, że kiedy dostarczą mu odpowiedniej broni, najbardziej elitarnej, jaką stworzono, ponownie stanie po ich stronie. Nie wiedzą jednak, że nawet złamani żołnierze walczą o bezpieczeństwo niewinnych ludzi.

   Jason Bourne wraca, a wraz z nim przeszłość – Nie tylko jego własna ale też ta kinematograficzna.

   Żebyśmy się dobrze zrozumieli. Fanem Bourne nigdy nie byłem. Mówiąc szczerze, gdyby nie to, że nowa część wchodziła do kin, prawdopodobnie jeszcze do dziś nie wiedziałbym o co wokół tej serii tyle zamieszania. Zaległości jednak nadrobiłem i film po filmie przechodziłem z Jasonem kolejne etapy jego odzyskiwania pamięci. Z kolejnymi odsłonami było tylko lepiej. Chociaż kamera stawała się coraz bardziej nieznośna to historia coraz lepsza – wychodziło więc na 0, a różnice były minimalne. Po tych wszystkich latach ktoś jednak stwierdził, że to co widzieliśmy to za mało i znów postanowił nękać biednego Bourne’a. Jasne jest, że po tych wszystkich latach film miał trafić do szerszej widowni – nie tylko wiernych fanów, a że ja nim nigdy nie byłem, to w tej części się umiejscawiam. I powiem szczerze, że zapowiadało się całkiem nieźle… Jednak nadzieje legły w gruzach tak szybko jak się pojawiły.

   Od czego by tu zacząć… Fabuła? Kopiuj-wklej z poprzednich części -głównie z trzeciej. Nie rozumiem sensu tego zabiegu. Przecież można było stworzyć coś nowego, świeżego- a tak dostajemy znów pogoń za nieuchwytnym celem. Miałem realny problem, żeby się połapać czego dotyczy intryga. Faktem jest to, że ten pomysł funkcjonuje z pewnością lepiej niż fabuła pierwszych dwóch części. Bourne jest enigmą, tak dla nas, jak i agentów i to właśnie z agencją spędzamy większość czasu. „Główny” bohater jedynie od czasu do czasu zabiera nam kilka minut i dorzuca informacje w sprawach badanych przez agencję. Wybrano efektowną destrukcje kosztem historii – jak dla mnie, jest to patent na wydmuszkę. Szybkie przeskoki po całym świecie, obudowane powielanymi przez Hollywood mitami o pracy w Amerykańskich agencjach rządowych, towarzyszą nieustannej grze w kotka i myszkę. Dodać do tego małą anarchię w Grecji, klasyczne już pościgi motorkiem po schodach i mamy wspaniałe odgrzane danie. Przyozdobiono je zwrotem akcji (6/10) i wprawiono w ruch również agentów – co by Bourn’e nie biegał sam za sobą. Polano to sosem w postaci Destrukcji jakiej dotychczas nie widzieliśmy w serii i voila.  Efekt końcowy- Oh My God ! It’s Jason Bourne (AGAIN). Wszystko co dane jest zobaczyć w tej odsłonie, pojawiło się już w poprzednich, tylko w innej kolejności i bohaterami o innym wyglądzie.

648386_1.1

    Dialogi przekazują zupełne minimum jeśli o spięcie fabuły chodzi i czasem zamieniają się w zapychacze nie wnoszące praktycznie nic szczególnego do historii. Szybko, konkretnie (chociaż potknięcia się zdarzają), (nie)zawsze na temat.

   Co do samych aktorów nie jest tragicznie ale 4 liter mi nie urwało. Przyzwoicie – to najlepsze słowo. Matt taki jak zawsze – choć mam wrażenie, że lekko wypadł z rytmu poprzednich ekranizacji i czasem jest zupełnie nie autentycznym, filmowym sobą, którego przed laty wykreował.Tommy Lee Jones nie stworzył tu swojej najlepszej kreacji, jednak nie można mu odmówić tego, iż ta którą zaproponował jest bardzo intrygująca, chociaż lekko niemrawa – zbyt stabilna. Alicia Vikander mnie pozytywnie zaskoczyła. Nie był to oczywiście najlepszy występ aktorki jaki widziałem ale wpasowała się w stylistykę – jest więc wystarczająco. Cała reszta trzyma się już trochę gorzej. Nie wychylają się i mimo tego, że to zrozumiałe, to do kilku ról miałbym małe obiekcje.

648389_1.1

   Z pewnością jednym z trudniejszych elementów do ogarnięcia była scenografia, która bardzo mi się spodobała. Jest różnorodnie. Od rządowych wnętrz, po przepełnione anarchią ulice, po których latają koktajle mołotowa i wszelkie inne przedmioty, które uznać można za niebezpieczne. Przy okazji nie zauważyłem większych wpadek, co przy tak intensywnie prowadzonej akcji jest czymś zasługującym na pochwałę. Fajne jest też to, że mimo tego iż praktycznie w każdym miejscu jesteśmy góra kilka minut, jest ona dobrze przygotowane – wszelkie szczegóły zgrywają się ze sobą – Bardzo ambitnie.

   Anno Domini 2016 + film sensacyjny ( będący 100% Blockbusterem) = Obowiązkowe CGI. Chociaż nie było tego dużo, to było trochę – co wystarczyło aby wydobyć z tego jakąś średnią. Jest Dobrze. Myślę, ze takie 7/10. Widać co prawda konkretną ingerencje i zmanipulowany obraz, ale przechodzi to (choć z trudnością) test przyzwoitości technicznej. Aczkolwiek odmładzanie Matta Damona – przeciętnie.

   Całe szczęście (dla strony wizualnej, bo na pewno nie dla historii) twórcy nasadzili w swojej produkcji pełno momentów przepełnionych Pirotechniką i szeroko rozumianą destrukcją. Od sypiących się szyb aż po scenę rodem z Blues Brothers (Nie to nie jest żart). Co jednak najlepsze – efekty analogowe cieszą oko, a co za tym idzie troszkę rekompensują niedociągniętą fabułę.

648385_1.1

    Ta nieszczęsna kamera… Podobno jej zachowanie ma pomóc bardziej urzeczywistnić historię. Jednak mnie męczą te paradokumentalne ciągotki twórców. Czasem podczas walki czy pościgu chciałbym widzieć coś więcej niż rzucające się z lewa na prawo postaci, których ruchy są tak chaotycznie ukazane, że nie da się z tego nic wyczytać, poza faktem że się biją  Owszem. Poziom namiętnego rzucania kamerą lekko spadł i dla mego oka było to przystępniejsze aczkolwiek momentami wracał stary (nie)dobry Bourn’e.  Ujęcia typu Zoom In i Zoom Out na ruchomy obiekt to w ogóle jest jakaś tragedia. Jeśli jakikolwiek dokument byłby tak zrealizowany, to poważnie bym się zastanowił czy gra jest warta świeczki. Na plus zasługuje wykorzystanie różnych technik kręcenia i ujęcia lokacji – plany totalne zdają egzamin.

   Montaż jest dynamiczny, szybki, chaotyczny, a czasem przegięty. Spełnia swoją role zaliczając kilka wpadek wykładając się na podstawach – to niestety mocno obniża jego jakość no i w połączeniu z Kamerą to jeszcze mocniej utrudnia odbiór.

   O muzyce specjalnie chyba nie pamiętano. Coś wepchnięto bez specjalnego zaangażowania. Standardowe tło – nic poza tym.

648392_1.1

Podsumowanie :

   Wizualnie z pewnością jedna z lepszych odsłon – jak nie najlepsza . Jednak nadal ubolewam nad scenariuszem. Mogę wręcz powiedzieć, że jestem lekko poirytowany całą sytuacją kopij-wklej, bo szczerze mówiąc liczyłem na jakiś powiew świeżości. Co najgorsze mam złe przeczucia, że to nie ostatni film o Bournie. Niestety zmęczenie materiału, poczynając od aktora, a kończąc na braku kreatywności widać jak na dłoni i obawiam się, że mimo swego niemal legendarnego statusu, seria ma szanse zaliczyć solidna glebę. Są tacy, którzy Bournea kochają, są tacy co nienawidzą  – ja twierdze, że to przyzowoite kino sensacyjne, które niestety nie wykorzystuje potencjału jaki tkwi w wykreowanym wewnątrz filmowch opowieści świecie.

Moja Ocena : 6,09