Wybrałem ten film w zasadzie w ciemno czego nie zwykłem robić. Jednakże idealnie pasował godzinowo, był o Mikołajku, którego w dzieciństwie uwielbiałem (i w zasadzie nic się nie zmieniło w tej materii), i spodobał mi się wizualnie plakat, który sugerował, że animacja bazuje na kresce niezastąpionego J.J. Sempégo.

W zasadzie wszystko w powyższym opisie jest zgodne z prawdą. W trakcie seansu pojawiło się jednak pytanie czy to jest bajka dla najmłodszych?

W moim skromnym rozrachunku, który intensywnie prowadziłem podczas oglądania filmu wyszło na to, że niekoniecznie.

Po pierwsze film – przynajmniej w sieci kin Cinema City – wyświetlany jest w dwóch wersjach językowych tj. z dubbingiem oraz po Francusku z polskimi napisami. Jest to już pierwsza , bardzo pragmatyczna przesłanka sugerująca, że nie jest to tytuł skierowany bezpośrednio do najmłodszych. Owszem – to po części decyzja dystrybutora jakie wersje udostępnia, ale przecież niejednokrotnie już nawet filmy aktorskie nie posiadają w kinach wersji z napisami jeżeli skierowane są do najmłodszych, lub jako obrazy familijne (choćby niesławny przykład Jumanji, czy Sonica).

Można więc pokusić się o wniosek, że dystrybutor ale i autorzy nie celowali w najmłodszych widzów, a znacznie starszą widownię, dla której Mikołajek jest ekwiwalentem smaku dzieciństwa, doprawionym nostalgią. Tak więc mamy w ofercie bajkę animowaną z napisami – to zdarza się naprawdę rzadko. Zabawnym w tym wszystkim jest fakt, że o tym, że idę na film z napisami dowiedziałem się w momencie gdy pojawiły się one na ekranie. I nie ukrywam – byłem uradowany, bo zwyczajnie uważam ekspresję języka francuskiego za świetny element narracyjny, będący integralną częścią wizji twórcy, którą – jakkolwiek świetny polski dubbing – nie jest w stanie oddać.

Szczęście Mikołajka nie ilustruje w zasadzie żadnego konkretnego tomu przygód urwipołcia. Fabuła sklecona jest z kilku historyjek, które przeplatają się z opowieścią o życiu twórców oryginału tj. René Goscinnego i Jean-Jacques’a Sempégo. Ci, wrysowani do filmu, prowadzą ze swoim bohaterem ojcowskie dysputy, wspominając mu o własnych życiach, dziecięcych przygodach ale i procesie twórczym, którego jest efektem. Mikołajek „żyje” w świadomości pisarza oraz jego przyjaciela ilustratora. Wręcz w genialny sposób zilustrowano intymną relację pomiędzy autorami i ich dziełem, pokazując nie tyle historie o Mikołajku, co powody przez które jego świat został wykreowany tak, a nie inaczej. Przygody małego nicponia są tu więc opowieścią w opowieści, czego Mikołajek jako jedyny bohater „jego świata” jest świadomy. Łatwo te części odróżnić od historii właściwej, ponieważ przygody urwipołcia są „rysowane na bieżąco” w bardzo konkretnej ramce w której świat zyskuje i traci barwy wraz z przemieszczaniem się kadrów, których brzegi zamieniają się w czarne kreski pióra Sempégo, gdzie wydarzenia centralne są kolorowe niczym okładki lub grafiki tytułowe rozdziałów – ten zabieg idealnie oddaje sposób ilustrowania książek i kreska jak i podejście ilustratora do kolorowania świata przedstawionego są oddane wyśmienicie. Gdy dodać do tego wspaniale przemyślaną muzykę, która w historii również znajduje swoje miejsce i niesamowicie intymne podejście do procesu twórczego oraz przyjaźni autorów nie sposób uniknąć nostalgii związanej z tym czym Mikołajek jest dla każdego widza, posiadającego z nim jakieś wspomnienia.

Należy oddać Goscinnemu, że na kartach opowiadań o Mikołajku, bardzo dobrze oddał dynamikę rodzinną, która wybrzmiała i w filmie. Jednak konteksty emigracji i wpływu wojny na rodzinę autora, który jest z pochodzenia żydem, przedstawiają życie pociesznego brzdąca w zupełnie innym świetle. Nie inaczej jest z panem Sempé, który w pewnym momencie, podczas rozmowy z wyimaginowanym Mikołajkiem mówi mu, (tu parafraza) : „Dałem ci idealne dzieciństwo, którego sam nie miałem”. Szczęście Mikołajka nabiera więc momentami słodko-gorzkiego posmaku, którego nie sposób się pozbyć do ostatniej chwili, ale ma też w sobie mnóstwo ciepła i zrozumienia dla postaci, którą ukochały tłumy.

Jeśli natomiast miałbym to ocenić czysto pod kątem familijnym … Tu pojawia się zgrzyt. Z jednej strony technicznie jest to wyborna animacja do której nie da się przyczepić, z drugiej strony porusza ona bardzo ciężkie tematy takie jak śmierć, wojna, przemijanie i cienie pierwszej połowy XX wieku ale i generalnie życia. Są tu momenty, które dla dziecka mogą nie tyle być niezrozumiałe co zwyczajnie zbyt ciężkie do przetrawienia. Efekt może być więc problematyczny zarówno dla rodzica jak i samej pociechy więc myślę, że bezpieczny seans zaczynałby się tu od widzów +12. Tylko tu pojawia się znów inne pytanie – ile współczesnych dwunastolatków będzie wystarczająco zainteresowanych bajką o Mikołajku i jego twórcach? Tu odpowiedzieć musicie sobie już sami.

Podsumowanie

Ostatecznie nie jest to moim zdaniem bajka dla najmłodszych, a laurka dla twórców pierwowzoru oraz postaci, która już od dziesięcioleci bawi pokolenia czytelników. Ten seans doceni starszy widz, który wychowywał się z Mikołajkiem tak jak ja i zwyczajnie ceni sobie jego twórców. Uderzono tu w najbardziej nostalgiczne nuty i przedstawiono dlaczego świat tego pociesznego urwisa wygląda tak a nie inaczej.

Moja Ocena : 7,22 / 10